Zapoznanie
Cześć wszystkim! To tak na przywitanie, bo nie wiem jak inaczej zacząć. Poniższa historia będzie długa, nawet bardzo. Niestety nie jestem dobry w pisaniu czegokolwiek, nic nie czytam, wolę matematykę. To mówię na wstępie, nie chce później słyszeć, ile to błędów popełniłem, jak nieskładny jest ten tekst. To będzie historia mojego życia. Czuję, że muszę się nią podzielić bo bardzo szkoda byłoby, gdyby po prostu przeminęła i nikt się o niej nie dowiedział. To jest po prostu zbyt dobry materiał, bo najlepsze scenariusze pisze życie. Zawsze dziwiło mnie to stwierdzenie, ale teraz naprawdę to rozumiem. Ok, jeszcze tylko kilka ustaleń i zaczynamy. Chcę być anonimowy aczkolwiek wiem, że jeżeli przeczyta to ktoś z rodziny, zostanę zdemaskowany. Jest takie anime, "Death note " , gdzie w kilka odcinków, z całego świata, detektyw praktycznie odkrywa osobę poszukiwaną. Cześć faktów zmienię, zamiast pisać np umarła babcia, będzie umarł wujek. Imiona też zostaną zmienione, nie opiszę wszystkiego dokładnie tak, jak to było bo kto by pamiętał co jadł 10lat temu na obiad? Można zapamiętać tylko uczucie towarzyszące, że były lepsze i gorsze obiady, ale szczegółów się nie da spamiętać. Było ich zbyt dużo. Dlatego będą tę istotne dla mnie i z punktu postrzegania historii. I ostatnia rzecz, ten tekst będzie pisany wiele dni, więc styl pisania może ewoluować w trakcie pisania, nie zamierzam następnie tego korygować, nie mam siły na to.
Ok, to zacznijmy wreszcie, historię jak z bajki. Jest rok 2011, a ja mam 24 lata, jest zima i od kilku miesięcy jestem sam, po wielu latach bycia z kimś. Dlaczego zapytacie? Bo czarne nie może stać się białe, a białe czarne. Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, i jest to prawda, ale im dłużej tym ciężej tak pozostać w związku. Jak pogodzić sytuację gdy jedno chcę zwiedzać świat, bawić się na imprezach, mieszkać za granicą, nie mieć dzieci z siedzieć w domu, nie imprezować, mieć dzieci? Może i się da, ale tutaj to się nie udało. I nie mam do tego żalu, po prostu czasem się nie da i tyle, mimo, że cała resztą się układała tak jak miała. Aha, dodam jeszcze, że to ja jestem tą drugą osobą. Więc już coś wiecie na mój temat, jestem introwertykiem, nie lubię poznawać nowych osób, podróżować po świecie, pić alkoholu bo czy można powiedzieć, że ktoś lubi alkohol gdy wypił kilka piw i kilkadziesiąt kieliszków za całe swoje życie? Jak to możliwe? Po prostu mi nie smakuje, a tym bardziej nie sprawia, że staje się duszą towarzystwa, lecz wręcz przeciwnie. Zapytacie o papierosy? Odpowiem fuj, śmierdzą mi i po co mam płacić za coś, co mnie truje? To już zostając w temacie, inne używki? Brak. Tak po prostu i nie mam problemu z tym, że ktoś z tego korzysta. No więc jestem już te kilka miesięcy sam, i całkiem dobrze się bawię. Pracuje na magazynie, gdzie codziennie przenoszę kilka ton w rękach i dużo chodzę. Po pracy wracam do rodzinnego domu, do swojego pokoju i odpalam GT5 (takie wyścigi samochodowe na PlayStation)na kierownicy i ścigam się, bo lubię taką rywalizację o jak najlepszy czas. Często spotykam się z grupką przyjaciół gdzie śmiejemy się razem, oglądamy razem filmy, lekko imprezujemy. Taka nieszkodliwa rozrywka, nie robimy zadym, jesteśmy można powiedzieć porządni. Ale mam jednego świra, konkretnie ja, lubię sport, lubię wysiłek, więc w międzyczasie jeżdżę rowerem, takim z wyższej półki, górskim. W myśl zasady, co nie dojadę to do wyglądam, sprzęt rodem z pucharu świata. Bo lubię mieć coś najlepszego, nie stać mnie na Ferrari, ale na rower w cenie auta z salonu już stać, więc mam. Na coś trzeba wydawać kasę, w końcu po coś pracujemy no nie? Lubię jeszcze siłownie, pływanie, bieganie. Sport jest częścią mojej tożsamości. To takie nieustannie wyścigi z samym sobą, i do tego widoki w górach! Tam jestem sam, z dala od wszystkich i mogę polegać tylko na sobie i sprzęcie i to mnie kręci. Kondycja? Bliżej do zawodowców niż pierwszego lepszego kolarza. Ale ciągle amator, tylko taki wiecie, co nie odpuszcza i tanio skóry nie sprzeda. Nie mam auta, po co, mam rower, mam autobus. Wracać 10km truchtem z miasta żeby nie czekać na autobus? Sounds like a fun. Co tam jeszcze o mnie? Lubię filmy, standup, animowane seriale, Family guy, South park, Star Wars, Marvel, horrory to wszystko najbardziej, cała reszta może być, a muzyka to vocal trance, Calvin Harris, Armin van Buuren, Above and Beyond. To w sumie tyle istotnych informacji. I tak sobie żyje, i jest cudowne być singlem oprócz jednego małego szczegółu. To nie ma sensu. Po co cieszyć się życiem, skoro nikt tego nie widzi. I myślę, że chce się dzielić swoim życiem z kimś innym, aby dzielić się szczęście, aby nadać sens życiu. Ale jako introwertyk co mam zrobić? Gdzie mam znaleźć tą jedyną? Przecież nie nakleje sobie karteczki na czoło " fajny facet, oddam w dobre ręce". To jest problem, nie do przejścia dla mnie. Więc z nudów, odświeżam stare znajomość, a że mam ich tyle co palców....w jednej dłoni... Padło na starą miłość. Taka jedna z pierwszych, sentymentalną. Co nie pykło wtedy? Sam byłem młody, 17lat a ona jeszcze młodsza i dobrze się czułem przy niej, ale różnica wieku nie pozwalała mi nawet na buzi. Mam pewne zasady, logika zarządza nimi, jej się słucham, nią się kieruję. Jeżeli mówi, że tak być nie może, to się jej słuchamy. No więc napisałem końcem grudnia co tam słychać po kilku latach. W sumie to nie za dobrze, jestem w 1 miesiącu ciąży, wywaliłam tego drania z domu, jestem sama, mieszkam z rodzicami. I czuję smutek, żal mi jej, tak po prostu, po ludzku. To spotkajmy się, pogadajmy. I się spotkaliśmy i już wiedziałem , że będzie ciężko. I już mam te myśli, sercem płonie ogień, jakiego tam nigdy nie było. Jak to poskładać? Jak to ułożyć? Ja tak serio kocham ją, kocham jej dziecko i rzucę cały swój świat dla tęgo uczucia? Widzę oczyma wyobraźni, jak tworzymy rodzinę, jak jesteśmy szczęśliwi, jaki jestem spełniony, jak moje życie ma sens. Być mężem i ojcem, takim dobrym, jakiego nigdy nie miałem. I chyba już wiecie, jak się to skończyło? Przecież pisałem, że życie pisze najlepsze scenariusze. Dla mnie to jest właśnie ten dobry twist, w którym film staje się ciekawy. To było 12 lat temu. Biję się z myślami czy zakładać gdzieś blog? Jak się to robi? Czy pisać dalej i dodać całą historię, czy podzielić film na odcinki? Ale tak myślę, że będą to odcinki. Po długim filmie, można zatracić istotne szczegóły gdy jest ich za dużo. Serial daje opcję zastanowienia się i może chodź jedna osoba się zastanowi, a może i zostawi komentarz. Ciekawe by to było doświadczenie.